niedziela, 15 maja 2016

MYŚLISZ, ŻE NIE POWINIENEŚ? JESTEŚ W BŁĘDZIE - NAJCENNIEJSZA ROZMOWA Z BOGIEM O TOBIE

            „Jaki sens ma spowiadanie się drugiej osobie z moich grzechów?
 To przecież Bóg mi je odpuszcza, czy nie wystarczy, jeśli po prostu powiem mu, że żałuję?
 Przecież ksiądz może nie dotrzymać tajemnicy spowiedzi, wyśmiać mnie i rozpowiedzieć wszystko...”


            Takie pytanie zadała mi kiedyś koleżanka przed podejściem do konfesjonału. Miała wiele wątpliwości, dotyczących sakramentu pokuty. Nie wierzyła w posłannictwo osób duchownych, wierzyła w samego Boga, nie chciała dzielić się swoimi problemami z jakimś facetem w czarnej sukience, który rzekomo nic nie wie o rodzinie, posiadaniu dzieci i ich wychowywaniu -  jednym słowem bała się zaufać.

           Tamtego dnia długo zastanawiałam się nad tym, co usłyszałam. Zaczęłam sprawdzać po forach internetowych, co na ten temat sądzą inni. Okazało się, że większość przyznałaby jej racje. Poczułam wtedy jakby deska z mojego życiowego pomostu się złamała.
Po tym zdarzeniu przestałam się spowiadać regularnie, do sakramentu pokuty przystępowałam „od święta”. Tak było przez wiele lat, aż do tej jednej przełomowej chwili w moim życiu, gdy zapytałam jednego z zakonników: „Ojcze, czy mogłabym się dzisiaj tak prawdziwie, szczerze i otwarcie wyspowiadać?” Jego uśmiech oraz radość w oczach była nie do opisania, a ja poczułam na swoim ciele ciepłe spojrzenie samego Ojca Niebieskiego.
Spowiedź trwała bite parę godzin, rozmowa czasami zbiegała na trudne egzystencjalne tematy, ale dzięki Bogu kończyła się – może nie rozwiązaniem zagadki (ponieważ na niektóre pytania odpowiedź zna tylko Bóg), ale rozjaśnieniem całej sprawy. W końcu przyszedł czas na rozgrzeszenie. Uklęknęłam przed moim spowiednikiem, a ten dzięki mocy Ducha Świętego odpuścił mi grzechy, błogosławiąc mnie na sam koniec.
Na zewnątrz przywitał mnie księżyc, jasno świecący w ten zimowy wieczór. Było Mroźno, natomiast w sercu czułam jakieś ciepło, radość, ale też ulgę. Usłyszałam pytanie „I co, tak strasznie było?”. Do dzisiejszego dnia nie wiem, kto to powiedział na tej ciemnej, wyludnionej ulicy, może to po prostu głos samego Ojca? Dopiero wtedy zrozumiałam, po co Bóg na ten świat zesłał ludzi z powołaniem. Ich zadaniem jest być apostołami Jezusa Chrystusa!  Spojrzałam prawdzie w czy i podziękowałam Panu za te osoby, to one „chwytają” mnie za rękę i sprowadzają na Bożą drogę.

            Od czasu I Komunii Świętej moja spowiedź była bardzo prosta, powiem wręcz – banalna. Proste odklepanie formułki. Ale czy tak powinien wyglądać prawdziwy sakrament pokuty?
Niejednokrotnie trafiałam na zakonnika, który zasypiał w konfesjonale. Rozumiem, że pod uwagę powinnam wziąć wiek, stan psychiczny spowiednika. Wiem, że po wielu godzinach siedzenia w konfesjonale człowiek ma dość tych wszystkich grzechów i automatycznie się wyłącza. Jednak to nie zmienia faktu, że od czasu pierwszej szczerej spowiedzi nie uznaję rutynowego wyznawania grzechów. Rozmowa z jednym z ojców, wyznanie przed nim i przed Panem Najwyższym grzechów, – czyli po prostu spowiedź, która zmieniła moje podejście do całej sprawy.
          
            Dodam, że był to okres przed Bierzmowaniem, ma to ogromne znaczenie, ponieważ Duch Święty działa wtedy we wszystkich, którzy przygotowują się do owego Bierzmowania. Zadziałał także i we mnie. Niektórzy pewnie sobie pomyślą, „Co za bzdura. Jak to możliwe?”. A jednak. Gdyby nie jego moc, nie byłoby pewnie całej tej historii. Duch Święty rozpalił moje serce, pomagając mi otwierać się na spowiedników.
To właśnie tamtego dnia w końcu nie miałam poczucia, że rozmawiam z człowiekiem, który robi to wszystko, by się mnie pozbyć, czułam obecność Boga Żywego, a w moim sercu potwierdziły się słowa: „Kapłan stoi między Bogiem, a ludzką naturą, z nieba podaje nam dary Boga, do nieba wznosi nasze modlitwy i jedna nas z rozgniewanym Bogiem”. Każdy z nas powinien wyprostować swoje myślenie i nie uważać, że spowiada się ubranemu na czarno mężczyźnie, ale Bogu, który nas kocha swoją wszechogarniającą miłością.
Spowiednik pozwala nam porozumieć się z Bogiem rozjaśniając nam prawdy Bożego miłosierdzia, właśnie taka jest jego rola!
            „Światu potrzeba kapłanów, bo światu potrzeba Chrystusa.”

„Jakim lękiem musi być przejęty biedny kapłan na myśl, że spełnia tak ważne zadanie?”



            Spowiednik musi być bardzo wytrwałą osobą, bo jakże wielkim trudem jest kilkugodzinne wysłuchiwanie grzechów. Warto jest mieć swojego stałego Brata Duchowego, który będzie nam pomagał wspiąć się do Ojca Niebieskiego. Większość z nas za każdym razem idzie do innego kapłana z nadzieją, że nas nie zna i sobie nic złego o nas nie pomyśli. Sama dawniej bałam się iść kilka razy pod rząd do ojca, który mnie zna, bo co on powie, jeśli za każdym razem słyszy te same grzechy? Właśnie, te same grzechy…
             Niedawno ta myśl zwróciła moją uwagę. Obiecałam sobie, że po każdej spowiedzi będę się starała w stu procentach eliminować jeden grzech z mojego życia, by móc w końcu powiedzieć: „ Pozbyłam się tych staroci, które tak plamiły moją duszę”.
Niejednokrotnie do jednego z grzechów powracałam, chciałam się go pozbyć, ale nie zawsze wychodziło. Wtedy bardzo pomagała mi rozmowa z moim spowiednikiem, ponieważ to właśnie on dawał mi wiele wskazówek.
Wiadomo, że to rozmowa jest jednym ze sposobów, które tak bardzo nam pomagają rozwiązać życiowe problemy, bo poprzez rozmowę poznajemy samych siebie, a rozmawiać i poznawać- to właśnie na tym polega szczęście.
            Teraz już nie wyobrażam sobie, że spowiedź może być rutynowa, smutna, czy nudna. Sakrament pojednania to nie smutny obowiązek. Spowiedź to radość, radość ze spotkania z Bogiem, radość powrotu do Ojca. Spróbujcie sobie wyobrazić jak wielka może być radość Boga z naszego powrotu i jeszcze większa Jego Miłość do nas, jeżeli spowiednik wykazuje wobec mnie tyle miłości, to ile musi mieć jej względem nas Ojciec Niebieski.

            Wychodzę z założenia, że oni (kapłani) są dla nas, by nam pomóc dojść do Niego (do Boga Żywego) zwłaszcza poprzez sakramenty, ale także poprzez rozmowy, przyjaźnie, poprzez ukazywanie Pana Boga. Niejednokrotnie są bardzo słabi, łatwo nam wytykać ich błędy. W takich właśnie momentach szczególnie potrzebują naszej pomocy.

Wiele się od nich wymaga i nie daje nic w zamian. Dlatego nie można ich pozostawić samym sobie. Nie tylko my mamy widzieć o tym, że możemy na nich liczyć, ale także oni muszą wiedzieć, że mogą liczyć na nas. Powinniśmy się za nich modlić do Ojca, by dawał im siłę do dalszego służenia światu, ponieważ „Gdybyśmy zrozumieli godność kapłanów na Ziemi umarlibyśmy, nie z przeżycia, lecz z miłości”. 

środa, 23 września 2015

"MIŁOŚĆ MIESZKA TAM, GDZIE KOŃCZY SIĘ ŚWIAT, A ZACZYNA SIĘ MARZENIE."

Autorką poniższego tekstu jest moja kochana, starsza siostra Alma. Artykuł ten spisała  około 15 lat temu :)
Znalazłam go przy porządkach, pakując torby. Dlaczego go publikuję? Tak jak dwie siostry pochodzą od tych samych rodziców, tak samo ich dusze są w pewien sposób podobne. Zgadzam się z jej rozmyśleniami w 99% i dziękuję za wszystko.

"Miłość mieszka tam, gdzie kończy się świat, a zaczyna się marzenie."


O miłości napisano już bardzo wiele. Był to i jest najczęściej spotykany temat w literaturze i innych dziedzinach sztuki, co świadczy o randze tego uczucia w życiu człowieka. 


"Kochaj i bądź kochany, bo kochać znaczy tworzyć." Miłość skłania do tworzenia, może to dlatego tak często w sztuce napotykamy wątki miłosne. O miłości pisano, że fascynuje, wzbogaca, nadaje sens życiu, nie jedno ma imię, wiedzie do ekstazy, ale też i do cierpienia, a nawet tragedii. Wielu filozofów, psychologów, poetów, a także fizjologów i seksuologów próbowało zbadać zjawisko miłości, jednak nadal w dużym stopniu pozostaje ono pewnego rodzaju niewiadomą. Według mnie wyjaśnienie owej zagadki nie jest założeniem koniecznym do spełnienia. Niech pozostanie ono nierozwikłaną tajemnicą - kto naprawdę kocha, ten po pewnym czasie zrozumie jej sedno. Nikt jednak nie potrafi tego zjawiska do końca wytłumaczyć naukowo. Trzeba zaakceptować tajemnicę miłości - może po prostu nie da się jej wytłumaczyć, po co zresztą starać się coś nieudolnie tłumaczyć. Wystarczy mieć chyba tylko wiedzę, że jest to najpiękniejsze doświadczenie jakie może się przydarzyć człowiekowi.

          Rozmawiałam kiedyś z moim przyjacielem o Bogu. Wiedział on, że jestem katoliczką, ale zauważył to, czego nie potrafiłam ukryć - zachwiania się mojej wiary.
Po stracie babci, która zmarła latem 1999 roku moja wiara stanęła pod wielkim znakiem zapytania. Zaczęłam się zastanawiać, czy Bóg w ogóle istnieje, a jeśli nawet tak, to jaki jest i co Go charakteryzuje. 
On odrzekł, że Bóg jest dla niego miłością, a miłość jest  Bogiem. Twierdził, że to, co zachodzi między dwojgiem ludzi, jest tak cudowne, że musi być nadludzkie, żaden człowiek nie byłby bowiem zdolny do stworzenia czegoś tak pięknego. Mówił, że Bóg unosi się pomiędzy ludźmi, pozwala im przeżyć niesamowite chwile i zaznać szczęścia z drugą osobą. 
Hm... Taka koncepcja, jakże różna od poglądów kościelnych, skłania mnie do rozważania tematu mojej wiary. Głęboko wierzę w miłość i wiem, że ma w sobie coś, czego nie potrafimy ogarnąć swoim umysłem. Jestem przekonana, iż może to być pewien nieokreślony element boskości - czyżby to w tym kryła się właśnie największa tajemnica miłości? 
       
  Goethe określa miłość  mianem: cyt. "najświętszego popędu człowieka." 

"Ach jakiż dreszcz przebiega wszystkie me żyły, gdy palec mój przypadkiem dotknie jej palca, gdy nasze stopy spotkają się pod stołem. Cofam się jak przed ogniem, a jakaś tajemnicza moc pociąga mnie znowu; czuję zamęt we wszystkich zmysłach (...) Gdy w rozmowie kładzie swą rękę na moją i wśród przejęcia się tematem bliżej się do mnie przysuwa, gdy boski oddech jej ust dosięga warg moich, zda mi się że padam jakoby rażony piorunem (...) Jest dla mnie święta. Wszelka żąda milczy w jej obecności."


Twierdzi ten człowiek, ze jest ona wartością sama w sobie i nie potrzebuje żadnych czynników zewnętrznych do rozkwitania i rozwoju:


"Czymże jest. Wilhelmie, sercom naszym świat bez miłości? Tym zaprawdę, czym byłaby bez światła latarnia magiczna. Ledwo wstawisz w nią lampkę, natychmiast jawią się na białej ścianie barwne obrazy! A choćby były one tylko przelotnymi złudami, to jednak są nam szczęściem, stoimy jak młodziki i z zachwytem patrzymy na to cudowne zjawisko." - Miłość. Zawsze jest piękna, fascynująca, nawet jeśli przynosi cierpienie...
ale trzeba mieć odwagę zerwać go na krawędzi przepaści." - Stendhal

"Stajesz się na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za swoją różę." - A. de Saint - Exupery

Jeżeli chcemy cieszyć się pięknem miłości i czerpać z niej to, co dla nas najważniejsze, musimy nauczyć się zostawiać za sobą to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Brak zgody społecznej na poruszanie pewnych tematów, ukrywanie tego, co czujemy, egoistyczne myślenie o sobie z pominięciem innych ludzi - to niestety charakterystyczne cechy naszej normalności, która przykazuje nam dbać wyłącznie o swoje sprawy i na wszelki wypadek nikomu nie ufać! Najchętniej odgrodziłaby ludzi murem i nie przyzwala na takie ekscesy jak ujawnianie uczuć, czy szczera rozmowa. A przecież drugi człowiek to najwspanialszy dar, jaki możemy kiedykolwiek otrzymać - tylko z Nim bądź Nią możemy iść przez życie, rozmawiać, przytulać, być blisko. To On/Ona będzie z nami w chwilach smutku i radości.
          Czy można wyobrazić sobie życie bez innych ludzi? Dla kogoś tak wspaniałego jak człowiek warto poświęcić tę "normalność", wszystko co się uda, a przede wszystkim siebie samego. Ażeby móc się nauczyć kochać, trzeba otworzyć się na ludzi, wyciągnąć do nich rękę, pokonać wstyd nagromadzony od dzieciństwa i porozmawiać uczciwie np. o miłości. Niewyobrażalnie trudno jest powiedzieć "KOCHAM", jeżeli naprawdę się kocha. By móc to uczynić, trzeba najpierw przełamać liczne bariery, czyli odejść od tego co znaczy - wydostać się spod klosza pod którym żyjemy. To niesie ze sobą jednak ogromne ryzyko - każdy boi się odtrącenia, tak samo jak boi się zaufać komuś w pełni. Ludzie nie są przyzwyczajeni do bezinteresowności - sądzą, że jeśli ktoś wyciąga do nich rękę, to pewnie chce ich skrzywdzić. To smutne, ale prawdziwe!  

"(...) Urodziłem się w miejscu, co szczęście pożera, w miejscu, gdzie trzymają mnie tylko wspomnienia, lecz co mi po nich, gdy całe życie przede mną stoi. Gdy komuś zaufam on bawi się w złodzieja: w jednej ręce daje nic, a drugą bezcenne odbiera. (...)"                       

                                                  

"Prawdziwym schronieniem dla człowieka jest drugi człowiek." - przysłowie irlandzkie
Od zupełnie innej strony zajął się miłością Jean Paul Sartre. Zwrócił on bowiem uwagę na paradoksy związane z pragnieniem współżycia na płaszczyźnie uczciwej z drugą osobą. Twierdzi, że miłość charakteryzuje się chęcią zawładnięcia, nie tylko stroną "cielesną" drugiego człowieka, ale również jego świadomością. A więc miłość dąży do pozbawienia człowieka wolności, a jednocześnie przecież to właśnie wolność jest podstawowym warunkiem miłości. 
Rozważania te mają głębszy sens na tle całej filozofii nicości Sartre'a:

"Absurdem jest żeśmy się urodzili i absurdem, że umieramy."

Zadałam sobie ostatnio pytanie "czym jest dla mnie miłość?", "Gdzie się zaczyna i w czym się przejawia?" Osoba, której zadałam to pytanie, a był to mężczyzna, odpowiedział, iż zaczyna się ona wtedy, kiedy tęsknota. Skłoniło mnie to do późniejszych rozważań na ten temat. Już samotnie, doszłam do wniosku, że tęsknota jest dla mnie uczuciem faktycznie najsilniej związanym z miłością. Miłość pojawia się dla mnie wtedy, gdy zaczyna mi brakować ukochanej osoby, już w chwili rozstania. Ten brak daje się odczuć przez cały czas, kiedy tej osoby przy mnie nie ma - nie ważne jak długi jest  to okres (godzina, dzień, miesiąc) - i znika w chwili ujrzenia jej lub dotknięcia. Potem następują chwile, w których zapomina się o całym świcie i nie ma to znaczenia, jakie czynności się wykonuje - nawet jeśli spędza się czas na pozornie błahej rozmowie. Ważne jest, że można przebywać w pobliżu osoby którą się kocha. Zresztą czas spędzony z ukochaną osobą nigdy nie bywa zmarnowany, podobnie jak z prawdziwym przyjacielem. Zawsze jest o czym porozmawiać. Z osobą którą kochamy musi nas zresztą łączyć nie tylko miłość, ale i przyjaźń.
          Pewien francuz - La Bruyere powiedział w XVII w:
cyt. "Miłość i przyjaźń wzajemnie się wykluczają."
Pogląd ten, wynikający chyba z niewłaściwego zrozumienia uczuć : przyjaźni i miłości, budzi we mnie całkowite zdziwienie i jest sprzeczny z moimi życiowymi doświadczeniami. Uważam, iż w miłości ważne są wspólne zainteresowania, poglądy, tematy do rozmów, pewne podobieństwa łączące ludzi, lub różnice, które muszą jednak się znakomicie dopełniać. Bez przyjaźni, nie potrafię sobie wyobrazić udanego związku. 
          Jedna z bardzo ważnych osób dla mnie powiedziała mi niedawno: cyt. "Kochaj by być kochaną." 
Czy miłość zawsze budzi wzajemność? 
Wśród dzisiejszych młodych pokoleń raczej nie. Miłość w naszym pokoleniu zatraciła swą wartość, nie ceni się jej tak, jak się cenić powinno. Dla niewielu osób liczy się tak naprawdę "dojrzały", długi związek, oparty na wzajemnej miłości. Teraz ważne jest to, czy można się z partnerem pokazać w towarzystwie, czy modnie się ubiera i czy podoba się naszym znajomym, a nie to, czy się go kocha, czy nie. Zastanawiam się z czego, takiego rodzaju zachowania mogą wynikać. Może z braku "swego" rodzaju doświadczeń? Media natomiast zrobiły z miłości kolejny towar na wystawę. My, młodzi ludzie , często nie wiemy czym jest miłość, widzimy w niej głównie pociąg seksualny. Nie dostrzegając jednocześnie tych najpiękniejszych jej aspektów, które czynią ją czymś wspaniałym np. relacje ludzi starszych, którzy nadal są w sobie zakochani. Jednak ten, kto doświadczy tej prawdziwej niczym nie udekorowanej i w samej swej istocie pięknej miłości, ten zrozumie, dlaczego cały ten komercyjny szum zrobiony wokół niej, nie ma żadnego znaczenia. Miłość jest bowiem uczuciem między dwojgiem ludzi i nie polega na tym, że ktoś się chce popisać wśród znajomych. 
Jak to mówi Erich Fromm: cyt. "Miłość jest najzwyklejszym i najtrudniejszym o osiągnięcia stanem rodzaju ludzkiego." 
          Miłość pojmowana jako głębokie przeżycie i doświadczenie jest głównie wytworem przedstawicielek płci pięknej. U mężczyzn często wszystko się kończy wraz ze "zdobyciem kobiety" (zaliczeniem), natomiast właśnie u kobiet nieraz dopiero się zaczyna:

"Miłość to jest epizod w życiu mężczyzny, ale cała epoka w życiu kobiety!" - Słowa Pani de Stael

Toteż rację przyznajmy tym, którzy twierdzą, że przekształcenie miłości ludzkiej z przelotnego porywu żądzy w głębokie i bogate uczucie, jest zasługą przede wszystkim kobiet. To dzięki im miłość odgrywa ważną rolę w życiu i wznosi się na wyżyny duchowe, zamiast pozostawać na poziomie instynktu, tak jak ma to miejsce u zwierzątek. Samiec ma "chcicę" więc bardzo często robi to, co do niego należy i odchodzi. 
          Dla mnie osobiście najcudowniejsze w miłości jest to, że kiedy naprawdę przychodzą ciężkie chwile w życiu (np. nieprzyjemne słowa z ust innych, kierowane w moją stronę, bezpodstawnie oskarżenia, szyderstwa) wiem, że mogę w nim znaleźć pocieszenie. Nawet krótki kontakt z nim sprawia, że świat na nowo nabiera barw, przestaje być okrutny, przerażający i wrogi, znów dalszy rozwój i życie powracają do łask. Ale czy nie jest to przerażające, jak wieli wpływ ma wtedy na Ciebie druga osoba? Jeśli się kocha i ma się do niej zaufanie, to czemuż nie powierzyć jej siebie i nie pozwolić poprowadzić się z rękę ? To czasem jest tak bardzo potrzebne...

"Po co się smucić, to nic nie daje. Więc zdejmij maskę dramatu z twarzy, uśmiechnij się i zacznij marzyć: o wieczornym słonku, o pełnym brzuszku i o spokoju w swym serduszku. (...) Ciesz się życiem, ciesz się, bo jest tylko jedno, moje słowa szczera prawda i to wiem napewno!"

"Miłość mieszka tam, gdzie kończy się świat, a zaczyna marzenie."


Świat dotyczy spraw przyziemnych, a miłość wznosi się nad nimi i patrzymy na nie z góry, z czasem nawet wcale nie zwracamy na nie uwagi. Miłość mieszka na granicy dwóch światów, powala przenieść przeżycia z fantazji do świata codziennego. Jest marzeniem, które trwa, które się nie kończy wraz z momentem przekroczenia tej granicy. Pozwala nam poczuć się w realnym świecie swobodnie, zapomnieć o problemach. Dobrze, że istnieje coś, co łączy te dwa światy i dobrze, że jest to most tak wspaniały...
"Miłość jest rozkosznym kwiatem,




czwartek, 17 września 2015

A NEW BEGINNING

To właśnie dziś przyszedł ten czas, kiedy powinnam coś tu zamieścić ... Zebrać myśli i ogarnąć szum w głowie. Dlaczego to tak długo trwało ? Chyba musiałam do tego dojrzeć, by przekazywać coś co miałoby choć odrobinę sensu.
Blog powstał już w tamtym tygodniu, ale jego zawartość w bardziej rozbudowanej wersji pojawi się na dniach :)
W przyszłym tygodniu przeprowadzam się do Krakowa, więc będzie mega zamieszanie.... Będąc już na nowym mieszkanku, postaram się wam na bieżąco relacjonować, piękne życie studenckie, które w sumie nie musi być puste i polegać na piciu ;D To tylko mały dodatek do tego cudownego okresu :P
Przez ostatnie dni mogłam zasmakować wolności studenta. Ma ona wiele plusów, ale też wiele minusów...
Będąc w wielkim mieście odczułam jakąś pustkę... Brak najbliższych przyjaciół... Rodziny... Ludzi, którzy byli zawszę gdy coś się działo...

Poznałam wielu wspaniałych ludzi! Zapomniałam o starych, nierozwiązanych problemach, ale to wszystko jest takie świeże i nowe.
Powiem wam, z własnego doświadczenia, że wkraczanie w nowe środowisko, stawianie pierwszych kroków w nowym życiu i zaczynanie wszystkiego od początku jest niesamowicie trudne.
Często okazuje się, że to "drugie" życie jest o wiele lepsze i piękniejsze... że każda chwila ma dla nas większe znaczenie, a ludzie których poznajemy na tej ścieżce okazują się być jacyś inni ... może normalniejsi ? A może po prostu to ja zaczynam trzeźwiej patrzeć  na świat...?
Na te pytania nie potrafię jeszcze znaleźć odpowiedzi :)  Kiedyś przyjdzie i na to czas ... ;)

A jak to jest z wami ? Mieliście jakieś trudne sytuacje w życiu ? :)
Wasze świadectwa motywują i dodają siły do walki :)
Zapraszam do komentowania :)