„Jaki sens ma spowiadanie się drugiej osobie z moich grzechów?
To przecież Bóg
mi je odpuszcza, czy nie wystarczy, jeśli po prostu powiem mu, że żałuję?
Przecież ksiądz może nie dotrzymać tajemnicy spowiedzi, wyśmiać mnie i
rozpowiedzieć wszystko...”
Takie pytanie zadała mi kiedyś koleżanka przed podejściem do konfesjonału. Miała wiele wątpliwości, dotyczących sakramentu pokuty. Nie wierzyła w posłannictwo osób duchownych, wierzyła w samego Boga, nie chciała dzielić się swoimi problemami z jakimś facetem w czarnej sukience, który rzekomo nic nie wie o rodzinie, posiadaniu dzieci i ich wychowywaniu - jednym słowem bała się zaufać.
Tamtego dnia długo zastanawiałam się nad tym, co usłyszałam. Zaczęłam sprawdzać po forach internetowych, co na ten temat sądzą inni. Okazało się, że większość przyznałaby jej racje. Poczułam wtedy jakby deska z mojego życiowego pomostu się złamała.
Po tym zdarzeniu przestałam się spowiadać regularnie, do sakramentu pokuty przystępowałam „od święta”. Tak było przez wiele lat, aż do tej jednej przełomowej chwili w moim życiu, gdy zapytałam jednego z zakonników: „Ojcze, czy mogłabym się dzisiaj tak prawdziwie, szczerze i otwarcie wyspowiadać?” Jego uśmiech oraz radość w oczach była nie do opisania, a ja poczułam na swoim ciele ciepłe spojrzenie samego Ojca Niebieskiego.
Spowiedź trwała bite parę godzin, rozmowa czasami zbiegała na trudne egzystencjalne tematy, ale dzięki Bogu kończyła się – może nie rozwiązaniem zagadki (ponieważ na niektóre pytania odpowiedź zna tylko Bóg), ale rozjaśnieniem całej sprawy. W końcu przyszedł czas na rozgrzeszenie. Uklęknęłam przed moim spowiednikiem, a ten dzięki mocy Ducha Świętego odpuścił mi grzechy, błogosławiąc mnie na sam koniec.
Na zewnątrz przywitał mnie księżyc, jasno świecący w ten zimowy wieczór. Było Mroźno, natomiast w sercu czułam jakieś ciepło, radość, ale też ulgę. Usłyszałam pytanie „I co, tak strasznie było?”. Do dzisiejszego dnia nie wiem, kto to powiedział na tej ciemnej, wyludnionej ulicy, może to po prostu głos samego Ojca? Dopiero wtedy zrozumiałam, po co Bóg na ten świat zesłał ludzi z powołaniem. Ich zadaniem jest być apostołami Jezusa Chrystusa! Spojrzałam prawdzie w czy i podziękowałam Panu za te osoby, to one „chwytają” mnie za rękę i sprowadzają na Bożą drogę.
Od czasu I Komunii Świętej moja spowiedź była bardzo prosta, powiem wręcz – banalna. Proste odklepanie formułki. Ale czy tak powinien wyglądać prawdziwy sakrament pokuty?
Niejednokrotnie trafiałam na zakonnika, który zasypiał w konfesjonale. Rozumiem, że pod uwagę powinnam wziąć wiek, stan psychiczny spowiednika. Wiem, że po wielu godzinach siedzenia w konfesjonale człowiek ma dość tych wszystkich grzechów i automatycznie się wyłącza. Jednak to nie zmienia faktu, że od czasu pierwszej szczerej spowiedzi nie uznaję rutynowego wyznawania grzechów. Rozmowa z jednym z ojców, wyznanie przed nim i przed Panem Najwyższym grzechów, – czyli po prostu spowiedź, która zmieniła moje podejście do całej sprawy.
Dodam, że był to okres przed Bierzmowaniem, ma to ogromne znaczenie, ponieważ Duch Święty działa wtedy we wszystkich, którzy przygotowują się do owego Bierzmowania. Zadziałał także i we mnie. Niektórzy pewnie sobie pomyślą, „Co za bzdura. Jak to możliwe?”. A jednak. Gdyby nie jego moc, nie byłoby pewnie całej tej historii. Duch Święty rozpalił moje serce, pomagając mi otwierać się na spowiedników.
To właśnie tamtego dnia w końcu nie miałam poczucia, że rozmawiam z człowiekiem, który robi to wszystko, by się mnie pozbyć, czułam obecność Boga Żywego, a w moim sercu potwierdziły się słowa: „Kapłan stoi między Bogiem, a ludzką naturą, z nieba podaje nam dary Boga, do nieba wznosi nasze modlitwy i jedna nas z rozgniewanym Bogiem”. Każdy z nas powinien wyprostować swoje myślenie i nie uważać, że spowiada się ubranemu na czarno mężczyźnie, ale Bogu, który nas kocha swoją wszechogarniającą miłością.
Spowiednik pozwala nam porozumieć się z Bogiem rozjaśniając nam prawdy Bożego miłosierdzia, właśnie taka jest jego rola!
„Światu potrzeba kapłanów, bo światu
potrzeba Chrystusa.”
„Jakim lękiem musi być przejęty biedny kapłan na myśl, że spełnia tak ważne zadanie?”
Spowiednik musi być bardzo wytrwałą osobą, bo jakże wielkim trudem jest kilkugodzinne wysłuchiwanie grzechów. Warto jest mieć swojego stałego Brata Duchowego, który będzie nam pomagał wspiąć się do Ojca Niebieskiego. Większość z nas za każdym razem idzie do innego kapłana z nadzieją, że nas nie zna i sobie nic złego o nas nie pomyśli. Sama dawniej bałam się iść kilka razy pod rząd do ojca, który mnie zna, bo co on powie, jeśli za każdym razem słyszy te same grzechy? Właśnie, te same grzechy…
Niedawno ta myśl zwróciła moją uwagę. Obiecałam sobie, że po każdej spowiedzi będę się starała w stu procentach eliminować jeden grzech z mojego życia, by móc w końcu powiedzieć: „ Pozbyłam się tych staroci, które tak plamiły moją duszę”.
Niejednokrotnie do jednego z grzechów powracałam, chciałam się go pozbyć, ale nie zawsze wychodziło. Wtedy bardzo pomagała mi rozmowa z moim spowiednikiem, ponieważ to właśnie on dawał mi wiele wskazówek.
Wiadomo, że to rozmowa jest jednym ze sposobów, które tak bardzo nam pomagają rozwiązać życiowe problemy, bo poprzez rozmowę poznajemy samych siebie, a rozmawiać i poznawać- to właśnie na tym polega szczęście.
Teraz już nie wyobrażam sobie, że spowiedź może być rutynowa, smutna, czy nudna. Sakrament pojednania to nie smutny obowiązek. Spowiedź to radość, radość ze spotkania z Bogiem, radość powrotu do Ojca. Spróbujcie sobie wyobrazić jak wielka może być radość Boga z naszego powrotu i jeszcze większa Jego Miłość do nas, jeżeli spowiednik wykazuje wobec mnie tyle miłości, to ile musi mieć jej względem nas Ojciec Niebieski.
Wychodzę z założenia, że oni (kapłani) są dla nas, by nam pomóc dojść do Niego (do Boga Żywego) zwłaszcza poprzez sakramenty, ale także poprzez rozmowy, przyjaźnie, poprzez ukazywanie Pana Boga. Niejednokrotnie są bardzo słabi, łatwo nam wytykać ich błędy. W takich właśnie momentach szczególnie potrzebują naszej pomocy.